Biolodzy UŁ badają, czy rośliny pomogą pozbyć się wiecznych chemikaliów
Wieczne chemikalia to potoczna nazwa dla substancji perfluoroalkilowych (PFAS). Są to substancje stworzone przez ludzi, nie występują naturalnie, ale ze względu na swoje szczególne właściwości – odpychania równocześnie cząsteczek tłuszczu i wody – są szeroko stosowane w wielu produktach codziennego użytku.
"Są one wykorzystywane w wielu gałęziach przemysłu. Stosuje się je w pianach gaśniczych, szamponach, kosmetykach, produktach plamoodpornych, przy produkcji odzieży sportowej, a nawet patelni czy dywanów. Problem w tym, że później wszystkie te substancje trafiają do środowiska i zostają w nim na lata" – podkreśliła dr Anna Wyrwicka-Drewniak z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ.
Stanowią przy tym duże zagrożenie dla środowiska oraz ludzi, ponieważ nie rozkładają się one w sposób naturalny, dlatego nazywane są wiecznymi chemikaliami.
"Przedostają się do wody i gleby, zarówno podczas procesu produkcji, jak i jako odpady. I dzieje się tak od ponad osiemdziesięciu lat. Dodatkowo wiele z tych związków dość dobrze rozpuszcza się w wodzie, co oznacza, że łatwo mogą się przemieszczać, a także mają ogromną zdolność do bioakumulacji, czyli do gromadzenia się w łańcuchach pokarmowych" - przekonuje dr Wyrwicka-Drewniak.
Skala problemu jest bardzo duża i dotyczy całego świata. Badania wykazują bowiem, że wieczne PFAS wpływają między innymi na układ endokrynny, a więc mogą powodować choroby tarczycy.
"Powodują również choroby układu krążenia na przykład przez zwiększenie poziomu cholesterolu, działają uszkadzająco na wątrobę, wywołują nowotwory nerek i jąder, wykazują szkodliwe działanie na układ rozrodczy mają też duży wpływ na życie prenatalne powodując nieprawidłowości w rozwoju płodu. Bronić się jest trudno, bo związki te trafiają do ludzkich organizmów zarówno z wody jak i z pożywienia, co ciekawe nie tylko z mięsa i ryb, ale także z roślin" – tłumaczyła biolożka.
Dr Wyrwicka-Drewniak od dawna zajmuje się tym problemem. W przeszłości prowadziła badania wraz z włoskimi naukowcami dotyczące wpływu PFAS na rośliny bazylii.
"Sprawdzaliśmy, czy roślina pobiera niebezpieczne związki z gleby i czy w jakikolwiek sposób wykazuje symptomy stresu środowiskowego. Niestety, nasze badania wykazały, że niebezpieczne substancje są bardzo łatwo pobierane z gleby i kumulują się wewnątrz rośliny nie tylko w korzeniach i łodygach, ale także w jadalnych liściach. Ciekawostką jest, że roślina nie wykazała odpowiedzi na zanieczyszczenie zmianą parametrów morfometrycznych, jak i biochemicznych. Słowem, w ogóle nie można po wyglądzie rośliny stwierdzić, że jest zanieczyszczona" – wskazała.
Nad tym, jak pozbyć się wiecznych chemikaliów zastanawiają się naukowcy z całego świata. Jeden z pomysłów badany jest obecnie na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UŁ.
Dr Anna Wyrwicka-Drewniak zajmuje się fitoremediacją, czyli oczyszczaniem gleby za pomocą roślin. To metoda rekultywacji skażonego środowiska, która wykorzystuje zdolność roślin do pobierania zanieczyszczeń przez system korzeniowy i ich późniejszą translokację do części nadziemnych. Dzięki temu procesowi szkodliwe substancje mogą być usunięte ze skażonej gleby wraz z powstałą biomasą. Fitoremediacja stosowana jest głównie w oczyszczaniu gleby oraz osadów dennych skażonych metalami ciężkimi, pierwiastkami promieniotwórczymi oraz związkami organicznymi.
"Pojawił się więc pomysł, żeby sprawdzić, czy wierzba wiciowa, która świetnie się sprawdza w oczyszczaniu środowiska z różnych rodzajów ksenobiotyków, ze względu na szybki przyrost biomasy, poradzi sobie również z wiecznymi chemikaliami. Uważamy, że jeśli wierzba okaże się zdolna do pobierania tych substancji z gleby, będzie mogła być zastosowana do oczyszczania terenów poprzemysłowych, czy skażonych podczas gaszenia pożarów. Badania są w toku, analizujemy obecnie zawartość PFAS w tkankach rośliny. Eksperyment zaplanowano na dwa lata" – wyjaśniła dr Wyrwicka-Drewniak. (PAP)
autor: Bartłomiej Pawlak
bap/ agt/ js/